Sunday 8 May 2011

Wprowadzenie



Witam,


Nazywam się Piotrek Michaliszyn i jestem głównym mechanikiem teamu Atherton Racing.

Postanowiłem poprowadzić bloga z paru powodów.
Pierwszy to słaba pamięćJ Od lat myślałem nad pisaniem pewnego rodzaju pamiętnika ale nigdy się do tego nie zabrałem. Wydaje mi się ze moje życie było, jest i będzie ciekawe i dobrze byłoby to w jakiś sposób udokumentować, nawet jeżeli jedyna osoba która to przeczyta będę ja sam za parę lat…
Drugi powód to ten, ze mogą znaleźć się osoby z polskiej sceny downhilowej które będą zainteresowane informacjami z pierwszej ręki i do tego po PolskuJ Możliwe, ze przekształci się to w stronę o tematyce DH…zobaczymy.

Parę dni temu dostałem wiadomość na twitter która mnie rozbawiłaJ Kolega pytał czy naprawdę jestem Polakiem i dlaczego nikt mnie w Polsce nie zna??
Pomyślałem sobie ze takie streszczenie może wytłumaczyć co i jakJ

Mieszkam w UK już od ponad 8 lat, przez ostatnie 6 koncentrowałem się na zdobyciu wymarzonej pracy... Była to droga pełna poświeceń i ciężkiej pracy. Miałem tez dużo szczęścia i ludzie których na tej drodze spotykałem zawsze podsuwali mi okazje pod nos których nie wykorzystać byłoby przestępstwem.

To jak znalazłem się w UK opisze innym razem jako ze będzie to długi epizod a moje zdolności pisarskie są raczej słabeJ Szczególnie ze po polsku rozmawiam tylko z rodzina przez telefon i dwa razy do roku ze znajomymi… Proszę mnie nie oceniać po tym względem i nie narzekaćJ

Droga do Atherton Racing

Wszystko zaczęło się już w Polsce. Ścigałem się na szosie od wieku 12 do 18 lat. Jeździłem dla „Ogniwa” Dzierżoniów. Nie byłem najlepszy ale życie jakie prowadziłem nie mogło być lepsze. Podróżowałem z przyjaciółmi po Polsce i Europie. Od marca do września w prawie każdy weekend byłem w innym miejscu, w zimę trenowałem na obozach. W szkole więcej mnie nie było niż byłemJ Kochałem taki styl życia. Kolarstwo to ciężki sport ale przyjemność ze ścigania się wynagradza wszystkie treningi… Wydaje mi się, ze to w znacznym stopniu ukształtowało mój charakter. Ciężka praca, współzawodnictwo i ambicja to zdecydowanie cechy za które mogę dziękować kolarstwu.

Kolarstwo skończyło się wraz z końcem liceum. Wydawało mi się, ze miałem dosyć(czego w przyszłości trochę żałowałem). Nie byłem wystarczająco dobry żeby załapać się do dobrego teamu i przyszedł czas żeby zdecydować co robić dalej. Miałem 18 lat, zero imprez za sobą, prawie żadnych dziewczyn, prawie żadnych znajomych poza kolarstwem. It was time to party!!

Zdecydowałem, ze pójdę na studia, heh, oczywiście. Politechnika we Wrocławiu wydział mechaniczny, zarzadzanie i inżynieria produkcji… Powiem tyle…Studia były do bani. Taki rat race ze przegięcie…Nie ważne jak dobry jesteś ważne żeby wychodzić sobie oceny, prosić, błagać, poprawiać, kserować, ściągać itp. To nie było dla mnie…Imprezy za to były przecudowneJ Wypady w góry ze znajomymi, puby, kluby, sami wiecieJ Rower poszedł w kat…

Na studiach poznałem ludzi przez których trafiłem do UK. Najpierw na wakacje potem na stale. Wyjeżdżałem w wakacje na 3 miesiące. Trzeci rok studiów był już tak nudny, ze zdecydowałem się na wyjazd ostateczny. Oznajmiłem rodzicom, ze jadę i pojechałem…Chciałbym zaznaczyć ze rodzina zawsze stała za mną murem, dawała rady ale nigdy mi nic nie zabraniała za co im serdecznie dziękujeJ Bez nich nic bym nie osiągnął.

Spakowałem się( razem z moja szosówka) i poleciałem. Plan był taki żeby załatwić sobie prace jako kurier rowerowy w Londynie. Jeździć cały dzień i rozwozić paczki. Kurierzy są cool, maja tatuaże, imprezują, jeżdżą non stop na rowerach i zarabiają niezłe pieniądze, czego chcieć więcej?:) Tego właśnie chciałem w tym czasie…Niestety nie udało się, byłoby za łatwo. Przyjechaliśmy w połowie wakacji i właściwie wszystkie firmy były już pełne, pełne Polaków. Skończyłem wiec jak reszta Polskich emigrantów na budowieJ Trwało to parę miesiecy. Wszyscy mieliśmy już dosyć Londynu i potrzebna była zmiana.

Podążając za polska fala emigracyjna trafiliśmy do Southend on Sea. Znajomi załatwili mi prace w magazynie z rowerami i stamtąd krok po kroku, doszedłem tu gdzie jestem dziś. Z magazynu trafiłem do warsztatu, niedługo potem pracowałem za trzech. Mój superwizor nie był już potrzebny z czego firma oczywiście skorzystała i się go pozbyła… Zamieszkałem z szefem wydziału technicznego i moim bratem( który miał roczny epizod w UK). Ben był managerem Muddyfox DH team. Kiedy zaczynałem prace w firmie był to ich ostatni rok współpracy z Athertonami. Tam ich widziałem po raz pierwszy. Jeździłem z Benem na wyścigi, trochę się ścigałem, trochę oglądałem i pomagałem. W tym czasie team składał się ze Stannego(Dan Stanbridge), Harry Molloya, Liama Masona, i Matta Simmondsa.  W Universal Cycles/Muddyfox spedzilem ok 2-3 lat. Po tym czasie miałem dość… nie będę wchodził w szczegółyJ Ben i ja złożyliśmy wymówienie w ten sam dzień. On poszedł pracować dla Funn UK, ja planu jako takiego nie miałem ;D  

Widziałem za stronie Mojo Suspension (UK dystrybutor i serwis Fox Racing Shox), ze szukają ludzi do serwisu amortyzatorów . O zwieszeniach nie miałem zbytnio pojęcia(jedyne to co się nauczyłem ze szkoły dla mechaników rowerowych która ukończyłem będąc w poprzedniej pracy). Firma ma bardzo dobra opinie w UK, a Fox należy do najlepszych firm na świecie. Praca w Mojo otwarłaby drzwi dalej, myślałemJ Nie nastawiałem się na wiele. Ja Polish Pete w dredach bez znacznej wiedzy miałbym dostać prace w takiej firmie?? J Tak moja samoocena nigdy nie była wysoka…
Zadzwoniłem, umówiłem się na interview. W pociągu do South Wales przeczytałem wszystkie instrukcje obsługi i to na co mogłem natrafić na temat amortyzatorówJ Pamiętam ze kiedy wysiadłem w Newport pomyślałem sobie „mam nadzieje ze nie będę musiał tutaj mieszkać, what a shithole!”J Interview poszło dobrze. Chris zadzwonił za tydzień i przekazał dobre wiadomości. Chris to osoba której nie interesuje zdanie innych, robi to co chce i zawsze ma opinie na każdy temat. Wiele mu zawdzięczam…
Zamieszkałem w NewportJ
Praca w Mojo to było jak chodzenie do liceum tylko, ze nie trzeba było się przygotowywać na następny dzieńJ Większość tego nie rozumiała, pewnie dlatego, ze w życiu ciężko nie pracowali…Po paru miesiącach treningów serwisowałem najwięcej amortyzatorów w firmie z najmniejsza ilością zwrotów. Ach ci Polscy pracownicyJ(skromni tez) Do tego bylem prawdopodobnie na najniższej płacy ze wszystkich zatrudnionych…Z czego musieli być zadowoleni…
Po jakimś roku zrównałem się z ludźmi którzy byli już tam z 5 lat, nie finansowo, tylko pozycja w firmie. Jeździłem na szkolenia, dostawałem więcej obowiązków. Przyjaźniłem się z Paulem(Jelly Bean) który był mechanikiem naszego teamu DH (Camellini, Stanbridge). Bez niego w życiu nie dałbym sobie rady podczas wyścigów, przekazal mi większość swojej wiedzy(pracował jako mechanik dla British Cycling, MBUK i innych). Paul i Chris nie dogadywali się najlepiej i przyszedł czas żeby ktoś go zastąpił.
Myślałem ze wiem dużo o rowerach…nie wiedziałem nicJ Nie był to najlepszy czas na rozpoczęcie pracy jako mechanik. Pierwszy wyścig dobrze pamiętam, puchar Cearsws, ogórek jak to w Polsce mówią…Jullian był trzeci, Dan top 10. Drugi wyścig to był dopiero szok…Mistrzostwa Świata w Fort William!!! Wypiłem tyle redbulli ze myślałem ze mi serce wysiądzieJ Nie było to najlepsze miejsce na naukę…Pamiętam jak ojciec Juliana(zakwalifikowal się 3ci) nie był zadowolony, ze nie wypłukałem smaru z łożysk w kolach i zastąpiłem ich czym innym(tejemnicaJ Nie wiedziałem o co mu chodziło, heh… Teraz to wydaje się śmieszne ale wtedy nie było… trust me.
Teamem zajmowałem się przez 3 sezony, przewinęło się paru zawodników, poznałem wielu ludzi, nauczyłem się dużo. Ciągle pracowałem full time w Mojo, a weekendy spędzałem na wyścigach(za darmo i w swoim czasie). Lubiłem to, przypominało mi to okres kolarstwa…
W ostatnim roku Chris zrezygnował z teamu i zaczął płacić Fabienowi za logo na koszulce. Moje wyjazdy się skończyły;/ Dalej pracowałem nad wszystkimi specjalnymi zadaniami związanymi z wyścigami, byłem pośrednikiem w załatwianiu „racer program” dla uzdolnionych zawodników i pracowałem nad usprawnianiem zawieszenia dla Fabiena. Nie wystarczało mi to…
Rozglądałem się nad powrotem do Polski i rozpoczęciem swojego biznesu ale po tylu latach spędzonych w UK ciężko jest wrócić…Rozmawiałem z wieloma osobami na ten temat. Zdecydowałem, ze biorę miesiąc wolnego w grudniu, lecę do Polski i zastanowię się co zrobić ze swoim życiem…

Z Athertonami znalem się dość dobrze przez Stannego. Pierwszy raz rozmawiałem o możliwości współpracy w La Bresse 2009. Dan Brown przyszedł do mnie i powiedział ze ich obecny mechanik odszedł i czy nie chciałbym go zastąpić… Ja???!!! Oczywiście ze chciałbym, to było moje marzenie od lat. Praca dla najlepszego teamu na świecie(proszę się nie sprzeczacJ. Niestety….zgodzić się nie mogłem. Jeżeli powiedziałbym tak, zrobiłbym to samo co zrobił ich mechanik, co w połowie sezony było niedopuszczalne. Kierowanie się zasadami jest bardzo ciężkieJ Nie mogłem przestać o tym myśleć, jako ze główna zasada która się normalnie kieruje to wykorzystywanie nadarzających się okazji nie mogła być spełniona.
Siedziało to w mojej głowie przez długi czas. Oni znaleźli kogoś innego na moje miejsce. Wydawało mi się ze ta pozycja jest już stracona.

Dan zadzwonił do mnie pod koniec zeszłego roku. Mówił ze jest możliwość ze będą szukali nowego mechanika i czy byłbym zainteresowany??!!… Tym razem wiedziałem ze musze dostać to praceJ
Umówiliśmy się na interview, które miało być luźna rozmowa a skończyło się 3 godzinnym przesłuchaniem przez cala rodzinne!! Najcięższy interview w moim życiu. Nie było tam nic z przyjacielskiej rozmowy, czysty business.
…ale udało się!!!

I tak się tu znalazłem, powyższe streszczenie powinno dać Wam wyobrażenie przez co przeszedłem żeby robić to co robię. 

Zaczynając od następnego wyścigu spróbuje poprowadzić blog-a. Zobaczę jaki będzie feedback z tego co dotychczas napisałem. Jeżeli znajdę czas odpowiem tez na pytaniaJ

Pozdrawiam

Pete